My na Wawelu Wyróżniony
- Napisał Super User
- Wydrukuj
"Czy znasz młody przyjacielu,
Groby królów na Wawelu?" (Bełza)
Wcześnie rano przywitało nas czyste niebo, a co za tym idzie brak wszechobecnego ostatnio deszczu.
Przejazd do królewskiego miasta przebiegł bez najmniejszych zakłóceń i już kilka minut po godzinie 9 byliśmy na miejscu. W Krakowie, nie tracąc czasu, żwawo udaliśmy się na Powiśle - miejsce umówione z przewodnikiem. Spotkanie z starą stolicą rozpoczęliśmy od wspólnego zdjęcia przed zionącym ogniem Smokiem Wawelskim.
Gwoździem programu było zwiedzanie Wawelu, Katedry Wawelskiej, grobów królewskich i wspaniałego dziedzińca z krużgankami, nie lada wyzwaniem okazało się dotarcie po krętych i wąskich schodach do dumy naszej dawnej stolicy – Dzwonu Zygmunta.
Idąc Drogą Królewską w stronę Rynku Głównego na konkretnych przykładach poznawaliśmy kolejne detale styli architektonicznych romańskiego, gotyckiego, renesansowego i barokowego. Na własne oczy zobaczyliśmy w oryginale to, o czym uczyliśmy się na lekcjach historii i plastyki.
Na rynku krakowskim – największym placu średniowiecznej Europy - najbardziej spodobały nam się piękne renesansowe Sukiennice, pomnik Adama Mickiewicza - naszego wieszcza narodowego i oczywiście strzelista budowla gotyckiego Kościoła Mariackiego. Za uważne wysłuchanie hejnału pan hejnalista – co rzadko się zdarza - pozdrowił nas kilkoma machnięciami trąbką.
Jak przystało na prawdziwych turystów zwiedzanie Rynku zakończyliśmy zakupami pamiątek. Każdy uczeń chciał kupić nawet drobnostkę dla członków swoich rodzin i przyjaciół. Następnie, aby odpocząć i nabrać sił, udaliśmy się na zasłużony posiłek. Kolejnym punktem było zwiedzanie Bramy Floriańskiej i Barbakanu.
Po pożegnaniu się z panią przewodnik, jej rolę przejął pan Waldemar, który poprowadził nas wzdłuż dawnych murów miasta, pod najstarszą uczelnię w Polsce – Uniwersytet Jagielloński i okno papieskie na Franciszkańskiej 3.
Towarzyszące nam cały dzień, piękne jesienne słońce schowało się za chmurami, a my, choć z wyczerpani i z bolącymi nogami, powróciliśmy zadowoleni i w świetnych humorach do naszej małej Roztoki.