Tajemnica góry Łyżka
- Napisał Super User
- Wydrukuj
"To tylko duchy"- zaśmiał się pan Jarek
Jest grudniowe wczesne popołudnie. "Chyba trochę zbyt mgliście i zimno na górską wycieczkę"- pomyślałam.
"A może nie iść? Tyle nauki na jutro. Poza tym obiecałam matematycy, że nauczę się funkcji liniowej - czyli materiału, którego tacy jak ja "nie stąpający mocno po ziemi" (cytat autorstwa mojej ulubionej matematyczki!!!) pojąć nie potrafią. A może, a może...Figa z makiem. Idę. Jak na człowieka "nie stąpającego mocno po ziemi przystało" obrałam kierunek przygody. Jestem zbyt ciekawa nie odkrytych dotąd tajemnic 804m Łyżki (góry w Beskidzie Wyspowym), żeby z błahych powodów rezygnować z przygody, której niebawem będę świadkiem. Idziemy całą ekipą historycznych entuzjastów: Paulina, Łukasz, Agnieszka, Julka no i oczywiście ja, Iwona.
Znając cel naszej wyprawy koledzy drwili: " No i co wy tam szukać będziecie- kupa kamieni, pokrzywy, błoto i to wszystko". Ale ja mam "nosa". Zawsze, kiedy czuję dreszczyk emocji, wiem, że to nie bez powodu. I tym razem moja doskonała intuicja kobieca mnie nie zawiodła. Na dodatek ta pogoda. Pochmurno, mgliście, zimno...Czyżby Łyżka miała coś do ukrycia? Dzisiejsza aura jest doskonałym sprzymierzeńcem góry w ukrywaniu swoich tajemnic. Naszym "guru" , czyli przewodnikiem w odkrywaniu skarbów jest pan Jarek. Wycieczkę rozpoczęliśmy od obserwacji Łyżki od strony Zawady(przysiółka Łukowicy). Nigdy dotąd nie zwracałam uwagi na "inność" tej góry w porównaniu z pozostałymi.
Wyraźnie zaznaczają się na szczycie tej góry trzy nienaturalne formy stożkowate. Samochodem dotarliśmy do przysiółka Wądole w miejscowości Przyszowa. U podnóża góry przygotowaliśmy aparaty fotograficzne, żeby zarejestrować nasze odkrycia. Troszkę obawiam się o jakość "fotek" ze względu na mglistą i pochmurną pogodę, ale Łukasz miał dobry aparat. Może jemu się uda. Mimo zimna, na które narzekałam od początku wyprawy, aura była wyjątkowo łaskawa dla nas jak na tę porę roku. Termometr wskazywał siedem stopni Celsjusza i gdzieniegdzie tylko widać było resztki topniejącego śniegu. O tej porze roku jest to tutaj niespotykane, ponieważ klimat Beskidu Wyspowego zaliczany jest do górskiego. Cechują go silne wahania temperatury, ale zima zaczyna się w drugiej połowie marca. Najniższa temperatura odnotowana na tym terenie to -31,5 stopni, a najwyższa w lecie 35 stopni. Wiatry wieją najczęściej z kierunku zachodniego.
Czasami dociera tu tatrzański halny, powodując w okresie zimowym gwałtowne topnienie śniegu i niszczenie drzewostanu. Częstym zjawiskiem są mgły. Po krótkiej odprawie dotyczącej poruszania się po lesie ruszyliśmy górskim szlakiem w kierunku szczytu nie wiedząc, co nas czeka. Poruszając się rozmokłą ścieżką musieliśmy uważać na błoto. Łodygi borówki i pnącza jeżyn wystawały spod płaszcza śniegu, którego i tak było niewiele. "Czego my właściwie tutaj szukamy?"- spytała Paulina zniecierpliwiona. "Tylko spokojnie"- odpowiedział pan Jarek z lekkim uśmieszkiem na twarzy. Po kilkunastu minutach marszu weszliśmy w gęsty las. Był półmrok, mimo wczesnej pory. Wiatr świstał między drzewami, a mnie "obleciał" strach. Wszyscy porozumiewawczo spojrzeliśmy na siebie i oczekiwaliśmy kolejnych wydarzeń. Teraz- za przewodnikiem- zboczyliśmy ze szlaku idąc wąską, prawie niewidoczną ścieżką i mijając po drodze powalone drzewa.
Tak naprawdę, gdyby nie pan Jarek, nie zauważyliśmy kilku wzniesień, ukrytych wśród drzew, i "potoków", w których nigdy nie płynęła woda. Bardzo długo zastanawialiśmy się, jak mogły powstać te nienaturalne pagórki. A nasz przewodnik, prowokował nas kolejnymi pytaniami do myślenia i układania puzzli. "Te pozostałości po"potokach" wyglądają jak fosy, zaś wzniesienia jak wały nasypane przez ludzi dla obrony przed wrogami" zasugerowałam niepewnie obawiając się totalnej kompromitacji. "Dobrze kombinujesz"- odpowiedział pan Jarek nie ujawniając w całości sekretu Łyżki. Ale najlepsze było jeszcze przed nami. Nasz przewodnik zwrócił nam uwagę na wielkie kamienie, które "ułożyły się wygodnie" na pachnącym liśćmi runie leśnym. "Kamienie jak kamienie..."- stwierdziło któreś z nas, ale pan Jarek skarcił go wzrokiem. Właściwie to prawda: "kamienie jak kamienie", ale kto widział takie głazy w przyrodzie? Owalne, lub "poszarpane przez czas" widział na pewno każdy, ale prostokątne, niczym cegły uformowane przez człowieka...Jeżeli te skały zdobyły swój kształt dzięki ludziom, to musiały być wykorzystywane w celach budowniczych. Ale co było tu wybudowane? Mijając dwa potężne wały znaleźliśmy się na wysokości 804 m.n.p.m., czyli na szczycie góry. Tam nieoczekiwanie spomiędzy drzew ukazała nam się płaszczyzna, na której przed laty stał zamek.
Budynek ten był otoczony wałem i wzmocniony murem kamiennym. Ten mur pozostały do dziś przepięknie wkomponował się w ziemię i porósł mchem. Widok był iście baśniowy. Wszystko łączyło się w całość: "potoki", w których nigdy woda nie płynęła stały się fosami zaś nienaturalne stożki wałami obronnymi. Nasi potomkowie wspaniale wykorzystali doskonałe warunki góry: wysokiej, obfitującej w kamień, widocznej ze Starego Sącza do zbudowania tu zamku obronnego. Tylko przed kim mieli się bronić nasi prapradziadkowie? Jak wskazuje nasz przewodnik gród ten prawdopodobnie odnieść należy do okresu funkcjonowania kultury łużyckiej (od ok. 1300p.Ch. do ok. 400r.p.Ch.). Jej nazwa pochodzi od Łużyc- miejsca znalezienia pierwszych cmentarzysk tej kultury. Obejmowała ona prawie całą Polskę, Wołyń, część Słowacji, Moraw i Czech. Ludność uprawiała cztery gatunki pszenicy, jęczmień, proso, żyto, rośliny strączkowe i oleiste oraz len. Hodowała także bydło, kozy, owce, trzodę chlewną, psy i konie. Zajmowała się garncarstwem, obróbką żelaza, kości i rogu.
Widoczne z Zawady, nienaturalne, stożkowate wzniesienia na Łyżce to najprawdopodobniej pozostałości po grodzie, stworzonym przez ludność kultury łużyckiej. Wyjaśniając tajemnice budowli pan Jarek obserwował jak nam zapiera dech z wrażenia. To niesamowite, że kiedyś mieszkali tu ludzie. Wszystkie te słowa rzuciły nowe światło na nasze postrzeganie człowieka i jego historii. W milczeniu udaliśmy się w dalszą drogę. Nawet nie zauważyliśmy, że czas tak szybko minął. Zaczęło się już ściemniać i zrobiło się mroźno, więc przyspieszyliśmy kroku. Ale to jeszcze nie koniec wrażeń. Pod szczytem dostrzegliśmy trzy jaskinie. Ku naszemu zaskoczeniu w jednej z nich schował się lis. Jego ślepia świeciły niczym żarówki w ciemności. Nie chcąc naruszać jego terytorium oddaliliśmy się o kilka metrów od jego kryjówki. Jak się później okazało jaskinie te nie były zaznaczone jeszcze na żadnej mapie i są to pierwsze jaskinie odkryte w tej części Beskidu Wyspowego.
W świetle księżyca dotarliśmy na polanę nazywanej przez miejscowych Starym Zamczyskiem. Podobno rosną tam dobre grzyby. Okazało się jednak, że nasz przewodnik nie przyprowadził nas na grzybobranie. Widok z polany przedstawia się nieziemsko pięknie. Co więcej, połyskujące światła Starego Sącza sprawiały wrażenie niezwykłej bliskości tego miasta z naszym grodem na Łyżce. Fakt ten pozwala sugerować pewien związek Starego Sącza z Łyżką wynikający właśnie z bliskiego położenia tych dwóch średniowiecznych grodów. Otóż w XIIIw., kiedy właścicielką dóbr sądeckich była Kinga, żona Bolesława Wstydliwego( kanonizowana przez Jana Pawła II w 1999r.) tu na Łyżce 610 kroków (wg miary naszego kolegi Łukasza) na wschód od grodu z kultury łużyckiej znajdował się prawdopodobnie gród drewniany. Podczas najazdu tatarskiego na Małopolskę i Śląsk Kinga musiała uciekać ze swojej posesji w Sączu zabierając ze sobą skarby. Najbliższym i doskonale ufortyfikowanym grodem na drodze księżnej podczas ucieczki stał właśnie gród na Łyżce. Może to właśnie tu schroniła się przed niebezpieczeństwem tatarskim.
Na razie tak mówi miejscowa legenda, ale wydaje się być niezwykle prawdopodobną. Przemawia za tym wiele faktów. Jeden z nich jest związany z nazwą potoku Lemieszysko, który ma swoje źródło na Łyżce i spływa do Przyszowej. W dokumencie przekazania Sądecczyzny Kindze przez jej męża Bolesława wymienionych jest kilkadziesiąt wsi, z których naukowcy nie potrafili zidentyfikować miejscowości o nazwie Lemiesz. Czyżby to tylko zbieg okoliczności, a może ważny argument do potwierdzenia tezy o własności dóbr na Łyżce przez Kingę. Tego dzisiaj się nie dowiemy, ja jednak mam przeczucie, że to prawda. Tu trzeba przyjść i poczuć klimat nie odkrytych dotąd tajemnic Łyżki. To zdumiewające- myśleliśmy- że może w tym miejscu porośniętym pokrzywami stała lub siedziała św. Kinga, jakże ważna dla nas postać. Wracaliśmy do samochodów pozostawionych u podnóża góry. Było już bardzo ciemno, a szumiący wiatr przypominał jęczenie duchów. Przyspieszyliśmy kroku. Włos jeżył nam się na głowie. Bardzo szybko zeszliśmy na dół. Nawet trzask suchych gałęzi przyprawiał nas o szybsze bicie serca. "To tylko duchy"- zaśmiał się pan Jarek porozumiewawczo spoglądając po naszych wystraszonych twarzach. Ja wiedziałam, że to duchy przeszłości chciały się z nami po swojemu pożegnać. Do domu wróciłam pełna wrażeń. Ta wycieczka nauczyła mnie spostrzegawczości i rozumowania. To niesamowite jak wiele śladów pozostawia dla nas historia.
autor: Iwona O.
grafika: Jarosław Czaja